Zostawiam na trochę leśne otoczenie, aby okazjonalnie przybliżyć czytelnikom bloga ciekawe miejsca, w których ostatnio bywam. Służbowy wyjazd nad Morze Czarne – do samej Odessy wydaje się być bardzo dobrym ukoronowaniem mijającego sezonu letniego. To eklektyczny, ale jakże okazały gmach Opery i Baletu w Odessie wybudowany w latach 1884 – 1887. Temperatura zupełnie przyzwoita – 26 – 28 stopni i sporo plażowiczów i to raczej seniorów. Odessa prawie na każdym kroku przypomina czasy swojej świetności. Pamiętajmy, że jeszcze za caratu -przed I wojną światową była czwartym, najważniejszym miastem imperium rosyjskiego – po Petersburgu, Moskwie i Warszawie.
Wspaniała lokalizacja Odessy, jako portu obsługującego eksport rosyjskiego zboża przyczyniła się do miana najbogatszego i najszybciej rozwijającego się miasta carskiej Rosji. A dzięki umiarkowanemu, kontynentalnemu, suchemu i gorącemu klimatowi Odessa była zarazem wspaniałym kurortem z pięknymi plażami i naturalnymi źródłami. Dziś już powoli widać oznaki przebudzenia i chęć powrotu do miana uznanego, europejskiego kurortu.
Nic więc dziwnego, że właśnie dziś zastałem taką pogodę. Otóż Odessa szczyci się 290 dniami słonecznymi w ciągu roku.
Gdyby mi przyszło porównać to miasto do innych europejskich metropolii, to Odessa trochę przypomina mi Wiedeń, a po trosze Londyn. No, naturalnie nie można tu spotkać zadbanych (równo ułożonych) chodników, czy innych mediów, ale pod względem architektonicznym można przyjąć takie porównania. Są dostojne pałace, szerokie założenia komunikacyjne – prospekty i są też aleje platanowe. Są ekskluzywne sklepy, ale też porozwalane i wyboiste chodniki, bałagan, brud i bieda ulicy przyćmiewają obraz dostojnej niegdyś Odessy. Sławetne już wyrwy w jezdniach są zmorą nie tylko kierowców w wielkich i ekskluzywnych samochodach, których tu nie brak, ale i tych, którzy starymi gratami czy marszrutkami (minibusy) przemierzają codziennie zatłoczone ulice.
Reklamowane w przewodnikach, słynne Schody Potiomkinowskie (nazwane na cześć buntu Floty Czarnomorskiej) nie zrobiły na mnie wrażenia. Fotka przedstawia je naprzeciwko Dworca Morskiego. Za nim już widać szmaragd Morza Czarnego.
Miejsce ostatniej fotki miała zająć fotografia Katedry – tzw. Kościoła Polskiego, ale błędne informacje uzyskane od tubylców nie pozwoliły mi dziś na dotarcie pod właściwą lokalizację. Może jutro się uda.
a co z muzeum Aiwazowskiego?
Chyba, że to w Teodozji…
Ajwazowskij mieszkal i tworzył właśnie w Teodozji na Krymie. Tam też został pochowany i zapewne tam jest jego muzeum.