To jeszcze nie jest moje tradycyjne wędzenie. To dopiero mój pierwszy krok w tym procesie. Aczkolwiek w swoim rodzinnym domu na Sądecczyźnie już od samego dzieciństwa dzielnie asystowałem przy świniobiciu, to jednak proces uczestniczenia przy wyrobie wędlin był poza moim zasięgiem.
Dopiero przed kilkunastoma laty – w momencie nabycia starej chaty w Borach Stobrawskich, która uzyskała dzisiejszą nazwę Chata w lesie, zostałem obdarowany jakby automatycznie tzw. zimną wędzarnią, która znajduje się na strychu tegoż budynku. Do tej pory jednak jej nie wykorzystywałem, ale chęć wyrobu własnych wędlin dojrzewała we mnie od lat.
Zbudowałem więc wg własnego uznania i projektu obiekt ogrodowy o nazwie: grillo-wędzarnia-suszarnia, gdzie regularnie już od wielu lat przy nim grillujemy, a czasami samodzielnie nasi goście. Tradycyjnie jesienią suszę tu z powodzeniem śliwki, jabłka czy gruszki.
Dopiero za namową naszej przyjaciółki domu – Halusi w tym roku przystąpiliśmy do wyrobu własnych wyrobów wędzalniczych. Piękna pogoda – raczej przypominająca późną jesień lub wczesną wiosnę pozwoliła na realizację planów. Oto moja fotorelacja z ostatniego, niezwykle pracowitego weekendu (pięć godzin samego wędzenia), będąca próbą powrotu do dawnych tradycji.
Były więc tradycyjne kiełbasy, boczki, balerony, polędwice i szynki do podziału rodzinnego.
Comments are closed.