Listopad bywa smętnym miesiącem. Dni stają się coraz krótsze. Wiatr i nadciągający chłód niezbyt dobrze nastrajają do spacerów. Moskwa czeka na pierwszy śnieg, a temperatura jeszcze w dzień około 5 – 7 stopni powyżej zera. W sklepach już świąteczne wystroje i wzmożony ruch.
Mnie znów powiało na Wschód. Wylądowałem w Moskwie na lotnisku Szeremietiewo w dniu, kiedy w Kazaniu rozbił się samolot i wszyscy pasażerowie wraz z załogą zginęli. To niezbyt dobrze nastraja do pozytywnej refleksji. Relacje telewizyjne pełne są informacji na ten temat (o Szczycie Klimatycznym w Warszawie ani słowa). A dziś na Prospekcie Mira podczas krótkiego spaceru dziennikarka telewizyjna zagadnęła mnie, czy mam jakieś uprzedzenia do zagranicznych linii lotniczych. Cóż mogłem odpowiedzieć, skoro nie mam zbyt dużego wyboru, kiedy przyszło mi zawodowo często podróżować właśnie na Wschód Europy. Pozostaje więc LOT, Aeroflot i te linie, które mnie zawiozą do żądanych portów lotniczych: wierzę, że będzie po prostu dobrze.
Powyżej kolejny dworzec kolejowy w Moskwie – Ружский Воксал. Z niego wyruszałem w Wielikie Luki. Do miasta znanego z budowy Rurociągu Przyjaźń, gdzie tłumnie pracownikami w czasach radzieckich byli Polacy. Dobrze wspominani, bo mieszkańcom dostarczali w trudnych czasach powiew Zachodu: jeansy, gumę do żucia i inne pewexowskie towary.
To charakterystyczny dla rosyjskiej chwały punkt w tym mieście nad rzeką Łować.
A poniżej widok z wiaduktu na Prospekcie Mira na rejon Ostankino z szerokimi torami na pierwszym planie i fragmentem wieży telewizyjnej.
Comments are closed.