Miała to być krótka wycieczka na pobliski szczyt nad Limenaria, na którym z mojego miasteczka widać jakieś ruiny.
Na szczyt nie dotarłem, bo bita droga doprowadziła mnie do kolejnego, coraz bardziej oddalając mnie od celu wyprawy. Obok widok na jedną z zatok wyspy Thassos.
Jednak zasmakowałem górskiej wędrówki i omijając wspomniany szczyt, zaliczyłem jeszcze dziewięć innych.
Wielkim zaskoczeniem był widok wyrastającego z jaskini dorodnego drzewa figowego. To było z dojrzałymi w pełni prawie granatowymi już owocami. Nie mogłem przejść obok bez skosztowania ich i zrobienia zapasów na dalszą wędrówkę.
Mijając kolejne szczyty w oddali rozpoznałem szczyt z widoczną kamienną, górską wioską Kastro. Z powodu braku czasu już nie planowałem jej odwiedzenia – zrobię to innym razem i postaram się zrobić relację z tego ciekawego miejsca.
Kiedy wreszcie znalazłem się pod samym szczytem Kastro, przypomniałem sobie, że będąc tam przed dwoma laty, właściciel tawerny, która na samym szczycie funkcjonuje w sezonie, wskazywał mi drogę do Theologos. Wyznacza ją linia wysokiego napięcia, wzdłuż której znajduje się bita droga do tej górskiej miejscowości (o niej pisałem w jednym z czerwcowych postów).
Po prawie ponad pięciogodzinnej wędrówce pokonałem jakieś 15 km i dotarłem wreszcie do Theologos. Spotkałem tam sympatycznych polskich turystów z Częstochowy. Wspólnie odwiedziliśmy muzeum folkloru. Sam skorzystałem z ich wolnego miejsca w samochodzie, którym dotarliśmy do Limenaria.
Jeszcze tylko fotka wykonana to przez Pana Pawła. To znalezione przeze mnie górskie trofea, zatknięte na moim kiju wędrowca. Kozice spotykałem często na tym raczej rzadko uczęszczanym szlaku. Zresztą wędrowałem nieoznakowanymi trasami, kierując się mapą i intuicją.
PS. Pozdrowienia dla pięcioletniego Piotrka, Pani Gosi i Pawła.
Comments are closed.