Ślub i wesele własnej córki, to duma i zarazem wielkie przeżycie. Miniony tydzień upłynął przy takich właśnie wrażeniach. Piękna pogoda sprawiła, że uroczystość ta będzie chyba dla wszystkich miłym wspomnieniem. Czasy się zmieniają – formy weselne również. Ale dekoracja sali przyjęć wielkimi portretami „młodych”, czy multimedialna prezentacja historii w postaci zdjęć od wczesnego dzieciństwa młodych, jako podziękowanie za rodzicielskie trudy okazały się świetnym pomysłem. Nie wspominając o nocnej atrakcji przygotowanej przez gości zaprzyjaźnionych z młodymi. Równo o północy wszyscy goście zostali wywabieni na zielone łąki, sąsiadujące z domem weselnym i otrzymali specjalne balony, które po podgrzaniu zamontowanymi kostkami palącego się turystycznego paliwa wypuszczali w niebo na oczach oczarowanej tymi widokami pary młodej.
Chyba jedynie uroczystość zaślubin w pięknym Kościele O. Jezuitów w Opolu (tam też braliśmy ślub) i tradycyjna orkiestra ze wspaniałym, jazzowym brzmieniem saksofonu były tym łącznikiem pomiędzy dawną a nową formułą wesela. Moją zaś niespodzianką, przygotowaną na tę okazję była butelka własnego wina z czarnej porzeczki i głogu, którą przez 21 lat przechowywałem w piwnicy na ważną, rodzinną uroczystość – był nią ślub Kasi i Tomka. Goście weselni mieli okazję skosztować to stare wino o niepowtarzalnym aromacie i bukiecie podczas obiadu w drugim dniu wesela za pomyślność nowożeńców.
PS. A nasza Chata w lesie była doskonałym miejscem do poweselnego zrealizowania relaksowego spotkania młodych i ich przyjaciół przy ognisku do samego rana.
Dziękujemy, Tato :)