Właśnie wróciłem z krótkiej, ale obfitującej w przygody podróży służbowej do Baku w Azerbejdżanie. Ta ciekawa metropolia nad Morzem Kaspijskim jest w pewnym sensie tyglem, gdzie przez wieki stykały się różne rasy, narody, religie i kultury. To miasto na szlaku jedwabnym, ale zarazem rejon burzliwego Kaukazu.
To zarazem dawna republika radziecka, która mieszkańcom pozostawiła język rosyjski. Nie słychać go na ulicach zbyt powszechnie, ale z porozumieniem się w tym języku nie ma problemu. Azerowie mają dziś swój własny język i używają nieco zmodyfikowanego zapisu łaciny i wyznawcami religii muzułmańskiej, ale z powodów ostatnich religijnych sporów większość meczetów jest zamknięta przez państwo. Kobiety nie zakrywają twarzy.
Miasto pełne kontrastów – zabytkowe, kilkusetletnie , pałacowe budynki i nowoczesne gmachy o ciekawej architekturze. Miasto szybów naftowych i gazu. Miasto bogactwa i biedy – mogę nawet dosadnie powiedzieć: złota i błota. Szerokie arterie komunikacyjne z bardzo drogimi samochodami, a nieopodal skrzyżowania bez sygnalizacji i brak przyzwoitych chodników. Na zdjęciach staram się pokazać tę przyjazną stronę Baku.
PS. Mój powrót z Baku zakończył się hospitalizacją i infekcją nieznanego pochodzenia.
Comments are closed.