Znowu się tego uzbierało w Chacie w lesie i jej obejściu. Czas więc na prezentację kolejnej mojej kolekcji, która tu w sposób jak najbardziej naturalny funkcjonuje i ubarwia swoją formą otoczenie. To wielkie słowo kolekcja, ale jest tego sporo, więc postanowiłem poświęcić temu odrębny post.
Dziś przyszła pora na różnego rodzaju, haczyki, haki i wieszaki, które w wielu przypadkach spełniają swoje użytkowe funkcje. A to doposażają jakiś pokój w niezbędny wieszak, albo coś podtrzymują. Innym razem zaś eksponują jakiś fragment aranżacji czy dekoracji.
Postarm się w kilku słowach o nich napisać – jak je zdobyłem, albo skąd też pochodzą albo jak powstały. Bowiem niektóre z nich samodzielnie przysposobiłem do pełnienia ich funkcji użytkowej.
Zacznę od karety. To odlew mosiężny – kilkunastocentymetrowy z dobrze zachowanymi postaciami w karecie, stangretem i końmi. Ta przyjechała do mnie aż z Warszawy. Przed kilkonastoma laty natrafiłem w Broniszach pod Warszawą na targ staroci. Tam nabyłem oryginalny cep (lub „cepy”, bo tak na niego w Galicji mówili), okarynę (stary gliniany instrument muzyczny), na której czasami pogrywam oraz lampę stojącą – zdobiącą jeden z moich pokoi.
Te kilka wieszaków zgrupowanych w jednym szeregu, to wieszaki wykonane ze zrzutów zdobytych przeze mnie poroży jeleni.
Ten pierwszy pełni rolę wieszaka szatni do sauny, na drugim wisi mój kowbojski kapelusz, a na trzecim specjalne dzwonki grające na wietrze w korytarzu prowadzącym do sauny w stodole.
Grupa tych wieszaków wykonana została przeze mnie z elementów starych maszyn do szycia typu Singer. Pierwszy jest na doniczkę z kwiatem na podcieniach domu. Drugi na ręczniki w korytarzu do sauny, a obok detal tegoż wieszaka – półki w kształcie lilijki.
Te wieszaki i haki przywiozłem kiedyś z targu świątecznego z czeskiej Pragi. Wykute na miejscu na specjalnym stoisku przez starego kowala. Środkowe zdjęcie pokazuje dwa zdobione wieszaki na pogrzebacz i szufelkę przy kuchennym piecu.
To z kolei sa wieszaki figuralne: typowy wieszak ze śląską matroną – do dziś spotykany. Drugi zaś z wytartymi postaciami aniołków i trzeci wieszak żeliwny z figurami ptaków.
Kolejne wieszaki pochodzą z moich podróży do krajów Beneluxu i Anglii. Ten pierwszy przypomina mi o pomniku polskich lotników z Bitwy o Anglię pod Londynem. Drugi mówi o praktyczności Holendrów (na pudełko zapałek przy piecu). A trzeci kupiłem na targu staroci w Belgii. Czwarty – motylek pochodzi z Luksemburga. A ten piąty – niezwykle groźny podarowała mi znajoma, wierząc, że gdzieś wykorzystam w swojej chacie. A ten ostatni, to wieszak na klucze. Wykonałem go z drewna – na wzór okucia skrzyni lub szafy.
Czyż nie warto zbierać takie cacka, żeby ocalić od zapomnienia stare, rzemieślnicze wyroby i ubarwić naszą szarą rzeczywistość?
Comments are closed.