W piątek wróciłem z Moskwy – z miasta, które za każdym razem kiedy tam wyjeżdżam (a zdarza się to kilka razy w roku), napawa mnie niepokojem i obawą przed przytłaczającą atmosferą tej dwudziestomilionowej metropolii.
Choć tym razem nie stykałem się bezpośrednio z samym centrum Moskwy – no, może poza krótkim spacerem po zupełnie pozbawionym śniegu Placu Czerwonym z czynnym lodowiskiem i nad wyraz przytulnymi klasycystycznymi galeriami handlowymi przylegającymi do niego. Ową przytulność tworzyły dekoracje w postaci obsypanych bladoróżowym kwieciem drzewek kwitnących jabłoni i wiśni, które zwiastowały nadchodzącą wiosnę i napawały optymizmem.
Jedynie podświetlona reflektorami biel fasady pobliskiego Teatru Bolszoj skrywała za potężną kolumnadą tajemniczość, respekt i dystans do świata radzieckiej kultury.
Największy jednak niepokój wywoływało we mnie moskiewskie metro. Niezliczone tłumy – podobno 3 miliony każdego dnia – tworzyły niekończącą się falę, której każdy pasażer był zmuszony się poddać w naporze do wejść do wagonów na poszczególnych stacjach.
I jeszcze jeden obraz zapamiętany z okien 30-piętrowego zespołu hotelowego, wybudowanego na olimpiadę Moskwa 1980 roku w najstarszej części Moskwy – Izmailowo. To zwały śniegu (podobno największe opady od kilkudziesięciu lat) i cierpliwie i systematycznie likwidujący go pracownicy. Z podziwem obserwowałem, kiedy z ogromnych parkingów znikał śnieg nie tylko z ulic czy chodników, ale i z pomiędzy zaparkowanych samochodów, aby kierowcy mogli swobodnie wejść do swoich aut.
Nieprzystępna pogoda w Moskwie nie pozwoliła mi na zrobienie zdjęć tej śnieżycy (no, poza jednym), natomiast poniżej zamieszczam foto z naszych okolic – Chaty w lesie, zrobione wczoraj – na dzień przed nadejściem kalendarzowej wiosny.
Comments are closed.